Książka legenda. Najpoczytniejszy kryminał napisany w czasach PRL-u. A tak naprawdę niezwykle inteligentnie opis Polski Ludowej, przebrany w str�j ni to kryminału, ni to romansu, ni to westernu. Zaczyna się od tajemniczych napad�w. Z tym, że wszyscy atakowani to bandziory. Ludowa milicja staje na głowie, by dostać jedynego sprawiedliwego, szeryfa bez twarzy, kt�ry sprawia, że ludzie zaczynają się czuć bezpieczni. Podziemny światek Warszawy rusza na wojnę. Bohater ma tylko jeden znak rozpoznawczy, niezwykłe, świetliste spojrzenie. A dodatkowo w tle historia miłosna, kt�rej osią jest Marta Majewska, niechcący wciągnięta w przestępcze życie Warszawy.
Knižnica vzdelancovSéria
Táto séria sa ponára do hlbín poľskej inteligencie a vzdelanosti, skúma jej vývoj, vplyv a postavenie v spoločnosti. Ponúka pohľad na kultúrnu a sociálnu dynamiku, ktorá formovala elitu a jej myslenie. Je to cesta cez históriu ideí a sociálnych zmien, ktorá rezonuje s otázkami identity a dedičstva.






Odporúčané poradie čítania
Warszawa, ale przede wszystkim warszawka w latach 1946-1959.Kt�ż znał ją lepiej od Leopolda Tyrmanda, pisarza, publicysty, jazzmana, kobieciarza, bon- vivanta, a jednocześnie trzeźwego i uważnego obserwatora otaczającej go rzeczywistości. Człowieka, kt�ry nie zgodził się przekroczyć granic dobrego smaku, przez co na wiele lat został wykreślony nie tylko z podręcznik�w, ale i z inteligenckiej świadomości pokoleń Polak�w.Na łamach Życia towarzyskiego i uczuciowego Tyrmand bezlitośnie obnaża małość postaw środowiska inteligencji tw�rczej, pisarzy, dziennikarzy i filmowc�w, a przede wszystkim ich służalczość wobec komunist�w.
Sommer 1943: Der dreiundzwanzigjährige Filip, knapp aus sowjetischer Gefangenschaft entkommen und mit falscher Identität nach Deutschland geflohen, taucht als französischer Fremdarbeiter in Frankfurt am Main unter. Frech und von sich eingenommen, verschafft er sich eine Anstellung als Kellner im renommierten Parkhotel, das als Luxusherberge für Nazi-Bonzen gilt – in der Absicht, den Krieg »im Auge des Orkans« zu überleben. Filip ist ein temporeicher Schelmen- und Hotelroman über einen ›jüdischen Felix Krull‹, der leichthändig und aus einer wenig bekannten Perspektive ein lebendiges Stimmungsbild einer deutschen Großstadt während des Kriegs entwirft. Dieser fabelhafte wie wichtige autobiographische Roman des rebellischen polnischen Bestsellerautors, der nun erstmals auf Deutsch vorliegt, lädt dazu ein, einen weltoffenen europäischen Erzähler zu entdecken.
Diary 1954
- 400 stránok
- 14 hodin čítania
Through personal reflections, the diary captures the stark realities of daily life under Communist rule in Poland. Leopold Tyrmand, a survivor of World War II, provides a poignant critique of the regime's absurdities and deceptions, paralleling the experiences of other dissidents like Czeslaw Milosz and Václav Havel. Written after his newspaper was shut down for defying the Communist narrative, this work serves as a powerful testament to resistance and the struggle for truth in a repressive society.
W książce tej jest wszystko, czego można chcieć się dowiedzieć o życiu w socjalizmie. Oczywiście życiu inteligenta. A szczególnie inteligenta warszawiaka. Na kartach Dziennika 1954 spotkamy Herberta, Jasienicę, Kisiela, Turowicza, by wspomnieć tylko tych, których wspominać warto. Poznajemy też prozę i poezję bytowania młodego pisarza, świetnego obserwatora, znakomitego stylisty, którego wkrótce pozbyto się z Polski na stałe. Sam Tyrmand pisze o Dzienniku tak: Tak, chodzi o świadectwo dla samego siebie, o wystawienie świadectwa memu życiu, moim pragnieniom i myślom, mojej epoce, z którą jestem związany nieskończonością węzłów. Ma to być świadectwo z pierwszej ręki, złożone przez stosunkowo najlepiej zorientowanego w danej sprawie świadka. Ale – częściowo nie. Tak silnie pożądam sprawdzenia samego siebie, mych słuszności i niesłuszności, mych możliwości i zdolności, a więc tego, czego tak uparcie odmawia mi moja aktualna sytuacja. Nie mam talentu kontemplacji ani daru tworzenia w imię samego aktu tworzenia. Jak powiedział mi ostatnio Kisiel, noszę w sobie wielką potrzebę i umiejętność dzielenia się z ludźmi moją wewnętrzną pracą myśli. Z najgłębszego powołania czuję się dziennikarzem, stąd konstrukcje mych przemyśleń ulegają dezaktualizacji, ponadto nie wierzę w możliwość własnego wysiłku nad kompozycją dzieła sztuki nieprzeznaczonego dla kogoś konkretnego w czasie i przestrzeni. Dlatego zdecydowałem, że dziennik przyniesie mi ulgę.
Powieść skrojona po mistrzowsku. Wartka, choć kameralna akcja, błyskotliwe dialogi, barwne niejednoznaczne postacie. A wszystko rozgrywa się na tle malowniczego portowego miasteczka, Darłowa, zanurzonego w powojennej atmosferze niepewności i strachu w obliczu nowej władzy, likwidującej krok po kroku prywatną własność. W centrum zaś dwoje bohaterów przypadkowo zainteresowanych tym samym zaginionym dziełem sztuki: tryptykiem Eryka Pomorskiego. Ona – historyk sztuki z Warszawy, on – człowiek bez imienia, zwany Nowakiem, właściwie znikąd, dziennikarz, myślący o ucieczce z komunistycznego kraju i potajemnym wywiezieniu obrazu. Miłość komplikuje wszystko, tym bardziej, że chwilami można odnieść wrażenie, iż cicha zawzięta rywalizacja między zakochanymi zniweczy ledwo rodzące się uczucie. Tyrmand stworzył bohaterów, których przeżycia budzą u czytelników rosnące z kartki na kartkę pragnienie – aby im się powiodło, aby potrafili przełamać wszelkie bariery, a kapryśny los nie pokrzyżował ich planów...
Stanowiąca fabularną całość niedokończona mini powieść Leopolda Tyrmanda. Chwila, w której poznajemy Jana Franciszka Stukułkę, porucznika służby czynnej 305 pułku piechoty, jest cząstką drugiego dnia wojny, kiedy to Polska stała się początkowo natchnieniem świata, później zaś, pod koniec — nieodzownym elementem popularnej gry pt. „co mam zrobić z tym fantem, który trzymam w ręku?” Podążamy za porucznikiem Stukułką drogami kampanii wrześniowej, a następnie stajemy się świadkami jego działalności konspiracyjnej, dzięki której podróżujemy po okupowanej Polsce, od Warszawy przez Kraków, Wilno… Jak zwykle u Tyrmanda opowieść pełna jest celnych obserwacji , anegdot i opowiastek romansowych. Jak zwykle też dostrzegamy w nich fragmenty jego biografii. Opowieść kończy się decyzją bohatera, by wyjechać do Niemiec. Wszak najciemniej jest pod latarnią.
Tyrmand warszawski to zbi�r felieton�w o Warszawie drukowanych w latach 1946-1953 w Stolicy i Tygodniku Powszechnym. Autor powr�cił po wojnie do Polski ? gł�wnie z miłości do Warszawy. I właśnie ta miłość, z kt�rą się bynajmniej nie krył, jest osnową wszystkich jego tekst�w na temat naszej stolicy. Jego zdaniem: ?...wszystko, dziejące się poza Warszawą, było niedobre, nudne, niewłaściwe i pozbawione wdzięku?. Tezę tę z wdziękiem rozwija w felietonach.Tak samo wszystko, dziejące się w Warszawie, jest dobre, interesujące, właściwe i pełne czaru i uroku. Przykład ? proszę bardzo: gdy w Łodzi pada deszcz w Wielkanocne święta, jest to tylko i wyłącznie winą Łodzi, bo tylko w takim mieście może w Wielkanoc padać deszcz. Gdy natomiast Warszawa ma nad sobą złą pogodę w każde święta, można, a nawet należy to wybaczyć. Bowiem winna jest pogoda, a nie miasto. Na pewno. A zresztą w Warszawie, na Wielkanoc musi być ładnie...
Życie w komunizmie było piekłem, ale nie dla wszystkich. Było piekłem dla ludzi dobrej woli. Dla uczciwych. Dla rozsądnych. Dla chcących pracować z pożytkiem dla siebie i dla innych. Dla przedsiębiorczych. Dla tych, którzy chcieli coś zrobić lepiej, wydajniej, ładniej. Natomiast doskonale powodziło się w nim służalcom, oportunistom i konformistom. Tyrmand uważał komunizm za najgorszą plagę jaka spotkała ludzkość, dlatego napisał tę książkę.
W książce tej jest wszystko, czego można chcieć się dowiedzieć o życiu w socjalizmie. Oczywiście życiu inteligenta. A szczególnie inteligenta Warszawiaka. Na kartach „Dziennika 1954” spotkamy Herberta, Jasienicę, Kisiela, Turowicza, by wspomnieć tylko tych, których wspominać warto. Poznajemy też prozę i poezję bytowania młodego pisarza, świetnego obserwatora, znakomitego stylisty, którego wkrótce pozbyto się z Polski na stałe. Sam Tyrmand pisze o Dzienniku tak: Tak, chodzi o świadectwo dla samego siebie, o wystawienie świadectwa memu życiu, moim pragnieniom i myślom, mojej epoce, z którą jestem związany nieskończonością węzłów. Ma to być świadectwo z pierwszej ręki, złożone przez stosunkowo najlepiej zorientowanego w danej sprawie świadka. Ale – częściowo nie. Tak silnie pożądam sprawdzenia samego siebie, mych słuszności i niesłuszności, mych możliwości i zdolności, a więc tego, czego tak uparcie odmawia mi moja aktualna sytuacja. Nie mam talentu kontemplacji ani daru tworzenia w imię samego aktu tworzenia. Jak powiedział mi ostatnio Kisiel, noszę w sobie wielką potrzebę i umiejętność dzielenia się z ludźmi moją wewnętrzną pracą myśli. Z najgłębszego powołania czuję się dziennikarzem, stąd konstrukcje mych przemyśleń ulegają dezaktualizacji, ponadto nie wierzę w możliwość własnego wysiłku nad kompozycją dzieła sztuki nieprzeznaczonego dla kogoś konkretnego w czasie i przestrzeni. Dlatego zdecydowałem, że dziennik przyniesie mi ulgę.
Leopold Tyrmand, prekursor jazzu w Polsce, odpowiada na pytanie: co to jest jazz! Książka ta nie ma charakteru ani formy podręcznika, leksykonu lub jakiegokolwiek vademecum w sprawach jazzu. Ma charakter eseju wypełnionego rozważaniami, zawierającego nieco informacji i dużo zupełnie osobistych impresji. Jest pochyleniem się nad problemem. Zagadnienie rozlewa się szeroko, obejmuje obszar ogromny, omywa różne dziedziny współczesnej kultury, wiąże się nierozerwalnie z codziennością tak jak obyczaj i sztuka przenikają się we współczesności ze zjawiskiem trudnym i socjologicznie mało zbadanym, a zwanym na co dzień życiem rozrywkowym. Czy książka ta odpowie generalnie na pytanie: co to jest jazz? Chyba nie, chociaż jej ambicją jest zawarcie i przekazanie czytelnikowi pewnego kompendium. Powstaje jednak zagadnienie, czy w ogóle można na takie pytanie odpowie-dzieć.